2017-09-22

„Lata powyżej zera” Anna Cieplak

Wydawca: Znak

Data wydania: 13 września 2017

Liczba stron: 272

Oprawa: miękka

Cena det.: 37,90 zł

Tytuł recenzji: Poszukując siebie

Nowa powieść Anny Cieplak stanowi taki pozytywny rewers książki sprzed lat, uznanej przeze mnie za zbędną: „Nie uderzy żaden piorun” Dominiki Ożarowskiej. Tam dojrzewające bohaterki miotały się we własnej nibylandii, tutaj Cieplak kreśli sylwetkę dziewczyny, potem bardzo konkretnej i zdecydowanej w swoich działaniach kobiety, choć stale wątpiącej emocjonalnie w siebie i zadającej pytania o tożsamość, które egzemplifikuje powtarzające się pytanie o to, czy jest ładna. „Lata powyżej zera” – po naprawdę doskonałym i zasłużenie nagrodzonym debiucie „Ma być czysto” – to książka, która nieco rozczarowuje. Trochę wygląda to tak, jakby autorka zagospodarowała narracyjnie okresy życia pominięte w debiucie. Tam portretowane były gimnazjalistki i ich dorosłe opiekunki, tutaj nacisk najpierw położony jest na fundamentalne przeżycia i doznania jeszcze z okresu szkoły podstawowej, a potem po niej – w czasie licealnym oraz w okresie tak zwanej dojrzałości do życia, który tutaj obrazują gorzka trochę w swej wymowie emigracja i symboliczny z niej powrót, z imperatywem wykonania pewnego badania. Jakiego? Może testu na gotowość do życia? Cieplak opowiada o czasie, w którym życie się formowało, i nie daje nam odpowiedzi na pytania o to, czy jej bohaterka ostatecznie odnalazła samą siebie na jakiejś z jego dróg. Lata powyżej zera” literacko nie zachwycają. Najpierw mają przykuć uwagę wymienianymi markami, trendami i sposobami, w jaki kapitalizm wchłaniał Polskę. Potem – z nastawieniem, że zidentyfikowany czytelnik będzie zachwycony – toczy się historia dalszego życia, którego już nic nie zaznacza, bo wspólnota pokoleniowa kończy się w momencie, kiedy trzeba wziąć za to życie indywidualną odpowiedzialność. Wtedy każda historia jest osobna, a z opisywaniem osobności Cieplak sobie nie radzi. Wie jednak, że przywiąże do siebie wielu poprzez model powieści pokoleniowej. Są wspomnienia, jest identyfikacja. Zanikają czujność i myślenie o tym, czy to dobra literatura.

Kiedy uprowadzone samoloty wbijają się w wieże World Trade Center, Anita Szymborska postanawia przejść do bardziej świadomego etapu życia i poczuć odpowiedzialność za to, kim jest, co robi, z kim się zadaje, o czym myśli i jaki to będzie mieć związek z przyszłością. Na razie koncentruje się na związkach z muzyką. Miłość do niej dzieli z ojcem, który zasadniczo słucha czegoś innego, ale jest gotów kupić Anecie tę kasetę, o jakiej marzy. Potem następuje opis tego, w jaki sposób gusta muzyczne zmieniały się razem z funkcjonalnością przedmiotów wokół. Pojawiają się w życiu bohaterki tacy chłopcy i tacy mężczyźni, przy których odważy się pytać o sprawy czasem wstydliwe, czasem zupełnie niezrozumiałe. Idzie przez życie z podniesioną głową i bacznie rozgląda się wokół. Szuka bliskości i odnajduje jej namiastki. Ta z przyjaciółką, która wymiotuje w wannie na imprezie, przetrwa tylko pewien czas, kiedy rozejdą się priorytety i sposób postrzegania dojrzałego życia. Anita szuka sensu w tym, co na pozór bezsensowne, i przynależności do ludzi, którzy siłą rzeczy łączą się dzięki podobnym przeżyciom i doznaniom. Ostatecznie pozostaje uformowana nie przez społeczność, ale przez własne poszukiwania. I to jest ciekawe w tej książce, to wydobywanie siebie z otchłani bodźców i wrażeń, które nie mają większego wpływu na ostateczny kształt życia.

„Lata powyżej zera” są sentymentalną wyliczanką. Zdarzeń, projekcji marzeń, bolesnych doświadczeń pierwszych i pierwszego nazywania skomplikowanych emocji, które są tu jedynie delikatnie nakreślone. Książka opowiada o dekadzie dorastania, która jest jednocześnie dekadą wrastania w siebie. Budowania czegoś stabilnego na przekór zmiennym ludziom i temu światu, który co rusz w rodzinnym Będzinie pokazuje podkoloryzowane, unowocześnione oblicze. Są sygnalizowane doświadczenia wspólne – każdy pamięta, co robił 11 września 2001 roku albo wówczas, gdy umarł Jan Paweł II. Ale Cieplak nie koncentruje się na zdarzeniu jako takim. Pokazuje je jako punkt wyjścia do czegoś, co zrozumie się potem. A nie wszystko można zrozumieć. Na przykład odejścia babci. Powinna być wieczna, a nie jest. Kurczowe trzymanie się przekonania, że dobrzy ludzie pozostają na zawsze, zmienia optykę, gdy okazuje się przeszłością…

Problem z drugą powieścią Anny Cieplak polega na tym, że otwiera nam sporo ścieżek interpretacyjnych, ale niczego nie domyka. Jest to narracja pytań, lecz jednocześnie w sposób przewidywalny i mało sugestywny opisuje prozę życia, z którą każdy zetknął się w tym intensywnym wymiarze, kiedy musiał przeżyć, zobaczyć lub powiedzieć coś po raz pierwszy. Wspomniałem już, że książka uwiedzie tych, którzy będą się identyfikować z mapą mentalną punktowaną tu przez charakterystyczne nazwy, niejednokrotnie synonimy całego zasobu pojęć do opisania znaczącego doświadczenia pokoleniowego. Poza tym jednak nie dzieje się tu nic. Jest konkretna bohaterka, jej konkretne problemy, próba zbliżenia się do trudu poszukiwań samej siebie i odpowiedzi na pytania egzystencjalne… ale nie ma w tym wszystkim mocy przekonania, jakiejś charakterystycznej i przykuwającej uwagę frazy. Opowieść jest senna i momentami nijaka. A przecież o tym, co w życiu każdego najważniejsze, bo o chwilach i ludziach zapamiętywanych na zawsze – choć szybko odchodzą i pozornie nie pozostawiają znaczącego śladu.

To ten rodzaj powieści, przy której modnie jest przyznać, że porwała i pozostała z czytającym. Chciałbym, żeby pozostało z niej coś więcej niż poczucie wątpliwości co do tego, o czym właściwie jest. Jasne – jest o dorastaniu, goryczy porażek, o zmieniającym się świecie, priorytetach, o wydobywaniu się z grup rówieśniczych, chęci samostanowienia, o poszukiwaniu własnej drogi dorosłego życia i o wspomnieniach, które kształtują na zawsze. Chodzi jedynie o to, w jaki sposób jest to opisane. Niesatysfakcjonujący, kiedy liczy się na plastyczną historię o zapamiętywaniu, bo przecież „Lata powyżej zera” to przede wszystkim powieść o ludzkiej pamięci. Ta dziewczyńska, potem kobieca narracja pełna empatii i wyjątkowej wrażliwości na detale świata wokół zamyka się w otwartym zakończeniu, które ratuje powieść przed katastrofą bylejakości. Anna Cieplak tym razem rozczarowuje, ale wciąż mam nadzieję na to, że opowie nam jeszcze o życiowych inicjacjach językiem i składnią, dzięki którym zapamięta się wiele – np. tyle, ile można było wydobyć z „Ma być czysto”.

Brak komentarzy: